Nagroda Żółtej Ciżemki
Dla mnie jako ilustratora najważniejsza jest wyobraźnia…
Z Małgorzatą Zając, laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki, rozmawia Jolanta Oleksa
W 2019 roku została Pani laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki za ilustracje do książki Trochębajki o Stanisławie Wyspiańskim. Co dla Pani oznacza to wyróżnienie?
Jest to ogromna satysfakcja i ogromna duma, zwłaszcza że pozostałe nominowane książki są równie znakomite. Kiedy dostałam od Kasi Maziarz tekst Trochębajek…, nie miałam wątpliwości, że chcę go zilustrować. Dokładnie wiedziałam, jaki klimat chciałabym oddać na moich ilustracjach, jak połączyć elementy świata Wyspiańskiego z moją wyobraźnią. Dlatego bardzo się cieszę, że praca ta została doceniona i zauważona. Wiem, że wielu czytelnikom, zarówno małym, jak i dużym, książka bardzo się podoba, a to ogromnie cieszy.
Kiedy i jak zaczęła się Pani przygoda z ilustracją?
Ilustracją zajęłam się w roku 2016 – tak na poważnie i całkowicie. Oczywiście wcześniej, już w czasie studiów, bardzo lubiłam książki ilustrowane i myślałam, że może kiedyś się tym zajmę, ale nie byłam przekonana, czy się do tego nadaję. Dopiero kiedy skończyłam kurs Illustrating Children’s Books prowadzony przez szkołę MATS, uwierzyłam, że jest to możliwe. Prace, które stworzyłam podczas tego kursu, zostały zauważone i pojawiły się pierwsze pytania i oferty współpracy przy książkach. Każdy kolejny zrealizowany projekt dostarcza nowych zleceń i nowych kontaktów, a także nowych ciekawych tekstów do zilustrowania.
Który z dotychczasowych projektów był dla Pani największym wyzwaniem?
Myślę, że największe wyzwania jeszcze przede mną. Wszystko zależy, w jakich kategoriach będziemy je rozumieć. Największym objętościowo projektem była zdecydowanie książka o Stanisławie Wyspiańskim. Powstało do niej bardzo dużo ilustracji, i to w stosunkowo krótkim czasie. Na pewno wyzwaniem była również jedna z pierwszych książek, którą przygotowywałam w całości, czyli Where Lost Worlds Unite Abeer S. Al. Saud. Przy pracy nad tym projektem dodatkowym wyzwaniem był obcy język oraz różnica stref czasowych. Mimo tych drobnych trudności pracowało nam się z autorką bardzo dobrze i powstała bardzo wartościowa książka. Mam nadzieję że któregoś dnia zostanie przetłumaczona na język polski.
Czy wśród ilustratorów jest ktoś, kogo Pani wyjątkowo ceni za dorobek artystyczny? Jeżeli tak, to kto to jest?
Mogłabym podać bardzo długą listę nazwisk. Bardzo, bardzo długą. Oglądanie prac innych twórców jest dla mnie zawsze wielką inspiracją oraz nauką. Bardzo lubię „podglądać”, jak ktoś inny poradził sobie z daną sytuacją albo tematem. Postaram się ograniczyć tylko do kilku nazwisk. Polscy ilustratorzy, których chciałabym wymienić, to Paweł Pawlak, Ewa Kozyra-Pawlak oraz Ela Wasiuczyńska. Z autorów zagranicznych zaś moimi ulubionymi są zdecydowanie Oliver Jeffers, Rebecca Green oraz Isabelle Arsenault.
Czy zetknęła się Pani kiedyś z tekstem, który sprawiał wrażenie niemożliwego do zilustrowania? Jeśli tak, co stało się bodźcem do stworzenia grafik?
Nie przydarzyła mi się jeszcze taka sytuacja. Wiadomo, czasem tekst bardziej działa na wyobraźnię, a czasem mniej. Faktycznie mocnego zastanowienia wymagała ode mnie książeczka Wyprawa batyskafem. Misja w Rurogrodzie, którą przygotowywałam dla Wodociągów Miasta Krakowa. Akcja tej historii, bardzo ciekawie napisanej przez Annę Machacz, rozgrywa się w oczyszczalni ścieków. Jak łatwo się można domyślić, ściekami płyną różne rzeczy i nie wszystkie są estetyczne. Przedstawienie tych zdecydowanie mniej estetycznych tak, aby mogły znaleźć się na okładce książki, było wyzwaniem z kategorii prawie niemożliwych.
Skąd czerpie Pani inspiracje?
Jestem zdecydowanie wzrokowcem, czyli zapamiętuję większość rzeczy, które widzę. Dlatego bardzo dużo obserwuję i oglądam. Mam sporą kolekcję ilustrowanych książek, które od czasu do czasu kartkuję. Również zasoby internetowe, zwłaszcza Instagram, są dla mnie ogromną kopalnią inspiracji. Lubię również od czasu do czasu posiedzieć sobie w zieleni, najlepiej w lesie, i tam poukładać te wszystkie obrazy w mojej głowie, w ciszy i spokoju. Dzięki temu moja wyobraźnia zdecydowanie lepiej pracuje.
Czy mogę prosić, aby na koniec przekazała Pani dwie rady dla każdego, kto chciałby zostać ilustratorem książek?
Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nawet jeśli się to komuś wydaje nudne i niepotrzebne. Dla mnie jako ilustratora najważniejsza jest wyobraźnia. Obrazy, które widzę w mojej głowie, są wspaniałe, a później trafiam na barierę – moje ręce jeszcze nie wszystko potrafią oddać tak, jakbym chciała. Dlatego mówię, że trzeba ćwiczyć, i to zawsze. Rysować jak najwięcej, bo tylko dzięki temu będzie można bez problemu przenieść obrazy z wyobraźni na papier. A moja druga rada, to żeby nigdy się nie poddawać. To nie jest najłatwiejsza droga życiowa, dlatego wymaga determinacji, ale daje ogromną satysfakcję.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Jolanta Oleksa