Wojciech Machnicki
Kocmyrzów i Wawrzeńczyce
Kocmyrzów i Wawrzeńczyce, wsie położone obecnie w powiecie krakowskim, przeszły do historii europejskiego i światowego… drukarstwa. Ale nie za sprawą swego położenia geograficznego, choć i ono jest interesujące. W okresie zaborów Kocmyrzów był najbardziej na północ wysuniętą miejscowością Galicji, położoną w okolicach twierdzy Kraków, tuż przy granicy z Rosją. Ze względów strategicznych już z końcem XIX wieku zbudowano więc, i to za prywatne pieniądze, lokalną linię kolejową Kraków–Czyżyny–Kocmyrzów z bocznicą dla pociągów kursujących do Mogiły, by ułatwić przejazd pielgrzymującym do klasztoru Cystersów. Mimo że pomysłodawca tego przedsięwzięcia i jego najpoważniejszy inwestor – krakowski przedsiębiorca Jakub Judkiewicz – był wyznania mojżeszowego. Kolej zwana kocmyrzówką przetrwała do końca wieku XX, choć pociągi już tędy nie jeździły. Ciekawostką może być fakt, iż w dwudziestoleciu międzywojennym torowisko „kocmyrzówki” dzierżawione od prywatnych właścicieli było poligonem saperów kolejowych Wojska Polskiego. Najpewniej testowano tam również pociągi pancerne zdobyte przez wojsko w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. W pomroce dziejów ginie także fakt, iż 10 listopada 1910 roku Feliks Dzierżyński wziął ślub z Zofią Julią Muszkat w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja w Krakowie, którego ołtarz główny znajduje się 20 metrów od torów, którymi jeździła niegdyś „kocmyrzówka”.
Natomiast Wawrzeńczyce, także położone niespełna 30 km od Krakowa, były najdalej na zachód położoną wsią Cesarstwa Rosyjskiego, na granicy z Galicją. Przez pewien czas obowiązki celnika na tej granicy pełnił Wojciech Chmielowski, ojciec św. Brata Alberta. Kiedy mały Adam Bernard Hilary Chmielowski (Albert to imię zakonne) zachorował, zawierzono go Chrystusowi spoglądającemu na wiernych z jednego z ołtarzy cysterskiego kościoła w Mogile, położonej już na terenie Austro-Węgier. Wawrzeńczyce zasłynęły też w 1864 roku pomnikiem Najjaśniejszego Pana Cara Rosji Aleksandra II wzniesionym przez miejscowych włościan w dowód wdzięczności za nadanie im praw i ziemi. I choć w Wawrzeńczycach poważano władcę Rosji, to cara zamordował 1 marca wedle starego kalendarza, a 13 marca 1881 roku wedle nowego, właśnie Polak Ignacy Hryniewiecki. Nie udało się to jego towarzyszowi z Narodnej Woli Nikołajowi Rysakowowi, który wrzucił bombę do wnętrza carskiej karety, ale władca przeżył. Bomba Hryniewieckiego urwała carowi jedną nogę i zmiażdżyła drugą. Obaj – i car, i zamachowiec – zmarli z upływu krwi kilka godzin po zdarzeniu. Dokładnie 100 lat temu, w 1919 roku, statua cara Aleksandra II została pieczołowicie zdjęta – z rozkazu samego Józefa Piłsudskiego – i na piedestale umieszczono krzyż. Ale inskrypcja upamiętniająca wdzięczność dla cara pozostała, chociaż dzisiaj wstydliwie ukryta pod warstwami tynków i farb.
Nazwy obu podkrakowskich wsi przybrał sobie za nazwisko potomek rodziny Danglów (bądź Tanglów), która przybyła do Krakowa już z początkiem XVI wieku z miejscowości Cheb w północnych Czechach, nieopodal granicy z Niemcami. W nowym miejscu Danglowie zajęli się handlem i stali się niepoślednimi przedstawicielami krakowskiego patrycjatu. Kiedy już odpowiednio się dorobili w naszym mieście, zakupili dobra Kocmyrzów i Wawrzeńczyce. Z tej racji przyjęli polsko brzmiące nazwisko „Kocmyrzowscy” (po łac. Cosmerovius). W Wawrzeńczycach przyszedł na świat w 1606 roku Stanisław Mateusz Kocmyrzowski.
Młody Kocmyrzowski studiował w Krakowie u ojców jezuitów, jednocześnie odbywając praktykę drukarską w oficynie Franciszka Cezarego. Podobno Cosmerovius prowadził także małą drukarnię w Krakowie, ale już w 1640 roku przeniósł się z warsztatem pracy do Wiednia. Tuż przed śmiercią znanego wiedeńskiego drukarza Formikina przejął jego istniejącą od 1588 roku oficynę, jedną z największych w mieście, a w 1641 roku Cosmerovius ożenił się z wdową.
Firma rozwijała się z roku na rok. Mało który drukarz w Europie miał u siebie aż pięć pras drukarskich, a tyloma właśnie dysponował Kocmyrzowski. W sumie w ciągu swego życia wydał 350 druków. I choć nie były to poważne rozprawy naukowe, to właśnie druk najbardziej pokupnych w owym czasie panegiryków przyniósł mu duże pieniądze. A drukował Cosmerovius po łacinie, po niemiecku, po włosku, a nawet po węgiersku. Nie stronił również od drukowania poważniejszych pozycji – i to polskich autorów. Wydał między innymi gramatykę łacińską profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Łukasza Piotrowskiego, a także książkę De bello Tartarico poświęconą Janowi Kazimierzowi. Cosmerovius przez całe swoje życie utrzymywał zresztą bardzo bliskie stosunki z Krakowem i istniejącymi w naszym mieście instytucjami. Najlepszym tego przykładem było powierzenie w depozyt kosztowności i sreber Uniwersytetu Jagiellońskiego właśnie Kocmyrzowskiemu. Kiedy wojska szwedzkie w 1655 roku zbliżały się do Krakowa, w obawie przed rabunkiem cały uczelniany skarbiec przewieziono do Wiednia i przekazano drukarzowi z Polski. W jego rękach kosztowności pozostawały aż do 1660 roku, kiedy Szwedzi na dobre odstąpili od Krakowa.
Wkrótce po przybyciu do Wiednia i przejęciu drukarni Cosmerovius otrzymał obywatelstwo, a niebawem także tytuł „Hofbuchdruker”, czyli nadwornego drukarza. Nie bez kozery, bo 350 druków, które powstały w jego oficynie, stanowiło jedną trzecią produkcji drukarskiej XVII-wiecznego Wiednia. Z czasem przyznano Kocmyrzowskiemu szlachectwo. Nastąpiło to w 1666 roku. I tu widać, że nasz rodak nie zapomniał o związkach z Polską, przybierając do nazwiska przydomek von Lorenzberg na pamiątkę miejsca swego urodzenia. Warto przy tej okazji wyjaśnić, że imię włoskiego świętego (Lorenzo) spolszczono na Wawrzyniec.
Wawrzyniec był pierwszym diakonem Rzymu i kiedy za rządów cesarza Waleriana (panował w latach 253–260) prowadzono na śmierć papieża Sykstusa II, dołączył doń. Wtedy prefekt Korneliusz Sekolare zażądał od Wawrzyńca wydania pieniędzy kościelnych, którymi diakon zarządzał. Wawrzyniec wskazał na otaczających go biednych ludzi i rzekł, że to oni są największym skarbem chrześcijan. Korneliusz poddał go torturom, umieszczając na żelaznej kracie rozciągniętej nad płomieniami. Wtedy męczennik krzyknął do swego oprawcy: „Nędzniku, upiekłeś jedną stronę, przekręć na drugą i jedz”. Wawrzyniec jest patronem chorych na lumbago i poparzonych, również węglarzy, garmażerów i kucharzy, ale przede wszystkim bibliofilów, bibliotekarzy i księgarzy, a zatem przychodząc na świat w miejscowości Wawrzeńczyce, Stanisław Mateusz Cosmerovius von Lorenzberg nie mógł lepiej wybrać.
Produkcja drukarni Kocmyrzowskiego w Wiedniu była dość niedbała, bo właścicielowi zależało przede wszystkim na zbiciu majątku. Niemniej druki były ilustrowane, co przysparzało nabywców. Cosmerovius zmarł 21 maja 1674 roku, a po jego śmierci drukarnię i wydawnictwo przejął syn – Jan Krzysztof. Oficyna pozostawała w jego i jego spadkobierców rękach aż do 1715 roku, kiedy została sprzedana firmie Schönwetterów, istniejącej do XIX wieku. W ciągu 11 lat od przejęcia drukarni do swej śmierci w 1685 roku Jan Krzysztof wydał ponad 100 druków. Wiedeńska produkcja ojca i jego syna znajduje się obecnie w wielu bibliotekach w Europie i za oceanem.
W ramach ciekawostki można wspomnieć, że współczesny leksykon austriackich drukarzy jako miejsce narodzin Cosmeroviusa podaje „Lorenzberg kreis Breslau”, czyli Wawrzeńczyce, powiat wrocławski, z dopiskiem „obecnie w Polsce”. Rzeczywiście, istnieje na Dolnym Śląsku wieś Wawrzeńczyce w gminie Mietków, około 35 km od Wrocławia. Po II wojnie światowej zasiedlili ją Polacy przybyli z Sąsiadowic w ziemi lwowskiej. Nazwa wsi pochodzi od wznoszącego się tutaj kościoła pod wezwaniem św. Wawrzyńca. Ale Stanisław Mateusz Kocmyrzowski na pewno nie wywodził się z tych Wawrzeńczyc.
Dzieje Stanisława Mateusza poznałem dzięki książce Józefa Hieronima Retingera wydanej w latach trzydziestych XX wieku, a zatytułowanej Polacy w cywilizacjach świata. W rozdziale Polacy pionierami drukarstwa za granicą przypomina autor, że centrum polskiego drukarstwa był Kraków i stąd zwykle drukarze wędrowali po całej Europie. Drukowali w rozlicznych językach, także po rosyjsku, jak czynił to Franciszek Skoryna w Połocku. Nie mówiąc już o tym, że w ciągu dwóch wieków w języku rosyjskim wydrukowano w Krakowie i Wilnie ponad 1500 ksiąg. Słynny krakowski drukarz Hieronim Wietor także próbował – jeszcze przed Cosmeroviusem – prowadzić swój zakład w Wiedniu, ale rychło wrócił do Krakowa, bo tu mógł lepiej prosperować. Zresztą o wysokiej jakości krakowskiego drukarstwa niech świadczy to, że aż do wojen napoleońskich węgierskie siły zbrojne zamawiały modlitewniki dla swoich żołnierzy właśnie w Krakowie. Na rozwój drukarstwa na Węgrzech istotnie wpłynął z kolei Rafał Skrzetuski z Poznania, który w połowie XVI wieku osiadł w Wiedniu, a potem aż do końca życia wędrował po Węgrzech, Siedmiogrodzie i Mołdawii, oferując swoje usługi drukarskie. Do produkcji ksiąg używał znakomitego na owe lata papieru wytwarzanego w krakowskich papierniach (między innymi na Prądniku), który kupowała w naszym mieście węgierska rodzina Thurzonów, lokując w tym biznesie pieniądze uzyskane ze sprzedaży rudy miedzi importowanej z Górnych Węgier, czyli obecnej Słowacji. Rudę tę – o czym mało kto już pamięta – przetapiano w hucie położonej w Mogile, czyli na terenach obecnej Nowej Huty!
I jeszcze jedna ciekawostka. Pierwszą książką wydrukowaną w Konstantynopolu była turecka wersja Prodromus ad historiam revolutionis persicae (Historii rewolucji perskich) autorstwa księdza Tadeusza Krusińskiego. A składało ją pięciu polskich Żydów wykształconych na zecerów przez polskich drukarzy.
Sam autor Polaków w cywilizacjach świata Józef Hieronim Retinger urodził się 17 kwietnia 1888 roku w Krakowie przy ulicy Wiślnej jako piąte dziecko w rodzinie znanego adwokata. Po śmierci ojca zaopiekował się nim ówczesny właściciel Zakopanego Władysław Zamoyski. Za jego pieniądze Józef uzyskał doktorat na Sorbonie w Paryżu. W czasie I wojny światowej zapisał się jako jeden z najbardziej czynnych politycznie Polaków w Paryżu i Londynie. Po jej zakończeniu przez 10 lat pracował jako doradca rządu Meksyku, a po powrocie do Europy współpracował z gen. Władysławem Sikorskim, Wojciechem Korfantym, Wincentym Witosem i Ignacym Paderewskim, współtworząc z nimi w 1936 roku Front Morges skierowany przeciw rządowi sanacyjnemu. W okresie II wojny światowej był najbliższym doradcą Sikorskiego, a po jego śmierci, w wieku 56 lat zdecydował się na skok ze spadochronem do okupowanej Polski, by naradzić się z przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego nad dalszymi losami kraju. Do Londynu wrócił sparaliżowany, na noszach. Po zakończeniu II wojny światowej założył Niezależną Ligę Współpracy Gospodarczej, która po dwóch latach połączyła się z innymi organizacjami, tworząc Ruch Europejski. Wyłoniła się zeń Rada Europejska, a w 1950 roku Europejska Wspólnota Węgla i Stali, czyli poprzedniczka obecnej Unii Europejskiej. Gospodarcza integracja Europy Zachodniej zawsze była w orbicie zainteresowań Retingera. Po jego śmierci w 1960 roku Bernhard, książę Niderlandów, napisał o nim, iż zawsze nosił w sercu dwie miłości – Polskę i jedność Europy.