Marta Szostkiewicz
Krakowska Książka Miesiąca – Grudzień 2017
Coraz bliżej albo coraz mniej
„Nic nie jest ważniejsze niż to, co robię właśnie teraz” – zapisuje Józefa Hennelowa w pierwszej notatce pod datą 9 czerwca 2012 r. Te słowa dobrze ujmują perspektywę rozważań autorki nad mijającym czasem, obowiązkiem pamięci i obrachunku z życiem. Można by te zapiski nazwać intelektualnym dziennikiem intymnym. Intelektualnym, bo więcej tu namysłu nad podstawowymi kategoriami i wartościami ważnymi dla polskiej katolickiej inteligencji, a mniej zwierzeń i emocjonalnych wyznań. Intymnym, bo Józefa Hennelowa dzieli się z czytelnikami doświadczeniem starości i zbliżania się do kresu życia.
Urodzona w 1925 r. w Wilnie, przez wiele lat dziennikarka, publicystka, felietonistka „Tygodnika Powszechnego”, a dziś miesięcznika „Znak”, posłanka na Sejm dwóch kadencji (1989–1993), doświadczyła losu XX-wiecznej polskiej inteligencji. Upadek II RP, II wojna światowa, okupacja Polski przez dwa totalitaryzmy, przymusowe opuszczenie rodzinnego miasta, próba charakteru w czasach stalinizmu i małej peerelowskiej stabilizacji, wreszcie odzyskanie wolności wraz ze wszystkimi dylematami, jakie przyniósł przełomowy rok 1989. Praca w redakcji „Tygodnika”, do której dołączyła krótko po założeniu pisma w 1945 r., pozwoliła jej obserwować przemiany polskiego Kościoła w czasach soboru, a było to formacyjne doświadczenie katolików jej pokolenia.
To z tej perspektywy Józefa Hennelowa patrzy na dzisiejsze wydarzenia. Na te globalne, jak pontyfikat papieża Franciszka, na polską rzeczywistość naznaczoną wzajemną wrogością i podziałami, na przemiany cywilizacyjne i wreszcie na własne doświadczenie starzenia się, na odchodzenie na drugą stronę przyjaciół i bliskich. Jest w tych zapiskach głęboka mądrość, która nie spieszy się z łatwym osądem, nie poucza, nie moralizuje. A jednocześnie nie rezygnuje z własnej hierarchii wartości i własnej tożsamości. Paradoksalnie (choć może wcale nie jest to paradoks?) perspektywa „coraz bliżej” daje Hennelowej wolność w stawianiu podstawowych pytań, na które odpowiedzi wciąż nie są oczywiste. „Dlaczego na starość mamy tak dużo pytań? Dlaczego to nie pytania podlegają prawu «coraz mniej», do niedawna traktowane jako część nabytego doświadczenia? Dlaczego obawy zdają się w tych pytaniach dominować nad nadzieją na odpowiedź, która by uspokajała i nasycała?” – pisze w czwartek 29 maja 2014 r.
Przykładem kwestia ostrego podziału na cywilizację życia i śmierci. „Czy nie są to dwie strony tego samego medalu egzystencji ludzkiej, przy czym żadna ze stron nie jest tylko wspaniała ani tylko czarna” – notuje we wtorek 15 lipca 2014 r. A kończy się ten wpis dyskretną, a przez to jeszcze bardziej przejmującą uwagą: „Piszę to po doświadczeniu, którym śmierć weszła w obręb mi najbliższy, więc chciałam się upomnieć jako o tę cząstkę losu, która nie tylko jest dobra, ale i niesie nadzieję”.
Chrześcijańska pespektywa wiary jest obecna na niemal każdej stronie zapisków Józefy Hennelowej. Jest to wiara wciąż, mimo upływu lat, poszukująca, stawiająca pytania, powracająca do podstawowych ewangelicznych tekstów. Liturgia, dostępna teraz dla autorki za pośrednictwem radia czy telewizji, homilie Jana Pawła II, lektura Biblii za każdym razem dają jej okazję do poszukiwania nowych tropów i znaczeń. Jak choćby pytanie o obecność w Ewangeliach ludzi starych lub o tych chorych, którym nie udało się dopchać do czyniącego cuda Jezusa. Nie ma na takie pytania oczywistych odpowiedzi, jest świadectwo intelektualnej odwagi i wolności poszukiwania. Jest głębokie doświadczenie religijne, pozbawione dewocji czy naiwnej czułostkowości.
Odnajdujemy w tych krótkich zapiskach niezwykłą w naszych czasach uważność i gravitas: branie życia na serio. Branie odpowiedzialności za wypowiedziane i napisane słowo. Dziesiątki lat dziennikarskiego doświadczenia, tysiące napisanych tekstów, to wszystko pozwala autorce krytycznie patrzeć na dzisiejsze dziennikarstwo. Pisze: „urosło do rangi jednego z zawodów najbardziej prestiżowych. Przekonane o swej ważności staje się udziałem coraz większej liczby ludzi i form”.
Zniknęła cenzura, ta duszna zmora, której ofiarą były wielokrotnie teksty Józefy Hennelowej, ale – jak gorzko zauważa – „nie zrealizowała się wolność słowa. Słowo staje się posłuszne wszystkim możliwym naciskom. To nie ono staje się głównym narzędziem przekazu, ale to, co oddziałuje na podświadomość: obraz, sposób przekazu, image mówiącego” – notuje 2 maja 2014 r. A dwa dni później dodaje: „Słowa tak ważkie jak «prawda», stają się między dziennikarzami wartością wyrywaną sobie niczym cenny klejnot albo niebezpieczny ładunek z bezwzględnością, w której nie ma krzty pokory wobec słowa – największego daru, jaki człowiek otrzymał”. Zastanawiam się, który z dzisiejszych wielkich i mniejszych pracowników mediów przyjemniej raz pomyślał o swojej pracy w takich kategoriach.
8 lutego 2016 r., poniedziałek: „To, co chcemy zostawić innym z naszego życia, od razu staje pod znakiem zapytania. Czy im się przyda? Czy ktokolwiek na to czeka?”. Te robione czasem w bezsenne noce remanenty każą myśleć o wspólnocie, czy tej najbliższej, jak rodzina, czy tej szerszej jak naród czy społeczeństwo. I o łańcuchu pokoleń, radości z urodzin prawnuka, żałobie, kiedy przychodzi żegnać kolejnego przyjaciela. Wreszcie o pamięci, bez której społeczna osnowa rwie się i staje się podatna na manipulacje.
O starości, niedołężności pisze się u nas niemało. Ale przeważnie z perspektywy młodych, a w każdym razie młodszych, którzy próbują sobie radzić z odchodzeniem starszego pokolenia. Józefa Hennelowa dzieli się z czytelnikiem doświadczeniem człowieka po 90. roku życia. Mało tu skarg na własne ograniczenia, choć opis skrzypiec, z których niesprawne już palce nie wydobędą czystego dźwięku, przejmuje. Więcej jest o samotności, choćby była to samotność przyjaciółki pozbawionej nawet zdjęć najbliższych, bo przeszkadzały opiekunce w utrzymywaniu porządku. Hennelowa uważnie przygląda się własnej starości, pyta o jej sens i wartość. Nie zawsze znajdując odpowiedź, zawiesza głos, zostawiając czytelnika z pytaniami, z którymi wcześniej czy później przyjdzie się zmagać większości z nas.
Lektura Coraz bliżej albo coraz mniej Józefy Hennelowej z pewnością da uważnemu i wrażliwemu czytelnikowi „więcej”: więcej okazji do namysłu nad podstawowymi wartościami, więcej pretekstów do przyjrzenia się własnym relacjom z bliskimi. Piękna i mądra książka1Miesięcznik społeczno-kulturalny „Kraków”, nr 1/2018.