Piotr Boroń
V Liceum Ogólnokształcące im. Augusta Witkowskiego w Krakowie
Co Polacy śpiewali w dobie odzyskania niepodległości?
Chociaż o czasach odzyskiwania państwowości przez Polaków po nocy zaborów wspomina się dużo, zazwyczaj mówi się jednak o czynie zbrojnym, o dyplomacji, o heroicznych dokonaniach i zrywaniu z tradycjami zaborców, o roli pieśni zaś niewiele. Chociaż śpiewa się dużo pieśni w niektórych towarzystwach, a media nadają okolicznościowe „evergreeny”, kojarząc je z tamtymi czasami, to rzeczywista wiedza na temat „przebojów” z około 1918 roku jest niska. Dla większości ludzi problematyczna jest w ogóle kwestia, czy pieśni i piosenki, które wówczas sobie śpiewano przy różnych okazjach, należy aż tak bardzo doceniać… Co może dać nam takie studium? Otóż nieprawdopodobnie dużo, jeżeli uświadomimy sobie, że są one głównym świadectwem zainteresowań i świadomości tych, którzy je śpiewali. One sięgały głębiej pod strzechy i do serc niż gazety – główny nośnik medialny tamtych czasów. Bywało, że robiło na kimś wielkie wrażenie czyjeś przemówienie, ale zapamiętane pieśni najbardziej wypełniały ludzkie myśli. Ich kolosalne oddziaływanie wynikało także z tego, że noszone były w pamięci przez miliony ludzi. Można postawić nawet tezę, że były jedną z głównych części składowych świadomości wielu ówczesnych Polaków. Pamiętane obok kilku modlitw, kilku postaci literackich (głównie mickiewiczowskich i sienkiewiczowskich) oraz obrazów ze swej ojcowizny, czyli z dzieciństwa, tworzyły kanon wyobraźni, światopoglądu i celowości życia. A zatem pieśni to – szczególnie wśród ludzi prostych – swoisty identyfikator: powiedz mi, jakie pieśni wyśpiewujesz, a powiem ci, jakie masz horyzonty i poglądy…
Prawdziwą trudność dla badacza tamtych czasów i niniejszej tematyki stanowi autorstwo i datowanie utworów, różnorodność repertuaru w zależności od zaboru, z którego Polak pochodził, środowisk społecznych i formacji, w których się w różnych kolejach losu odnajdywał, jak też okoliczności, w których śpiewał pieśni (salon, uboga chata, kościół, jednostka wojskowa, front itp.). W tym miejscu narzuca się natrętnie podobieństwo do analiz profesora Higginsa z Pigmaliona, który potrafiłby na podstawie repertuaru probanta odtworzyć jego koleje losu. Można i tak… W niniejszym opracowaniu za punkt wyjścia przyjmijmy jednak losy nie konkretnych ludzi, ale poszczególnych pieśni lub całych ich zbiorów, bo to pieśni i piosenki są bohaterami naszej kwerendy. Gdy zaś chodzi o zasięg terytorialny, to uwzględniając hierarchię społeczną i różnorodność towarzystw, koncentrujemy się głównie na Galicji, gdyż choćby rozmiary niniejszego opracowania nie pozwalają na rozpisanie repertuaru wszystkich polskich środowisk od Pomorza po Inflanty i Zadnieprze. Nie można też niniejszego artykułu traktować jako antologii. Jest jedynie próbą zarysu zagadnienia.
Wybitny badacz literatury okresu odzyskiwania niepodległości Andrzej Romanowski określił ramy chronologiczne tego okresu na lata 1908–1918, ale stawiał on sobie za cel opracowanie literatury p o w s t a ł e j w tym okresie. Przedmiotem niniejszego artykułu jest natomiast r e p e r t u a r Polaków z tego czasu, a więc obejmować musi on pieśni powstałe kiedykolwiek wcześniej, a wykonywane w okolicach symbolicznej daty 11 listopada 1918 roku. Z kolei samo powstanie wiersza przed 1918 rokiem jeszcze nie kwalifikuje go do owego kanonu, jeżeli nie był wówczas znany Polakom lub po prostu nie było do niego muzyki. Przyjmujemy natomiast, że początek walk o niepodległość otwiera pięknie data wymarszu Kadrówki 6 sierpnia 1914 roku, a zamyka nie 11 listopada 1918 roku, ale 1923 rok, czyli faktyczne zakończenie formowania granic naszego państwa. Zauważyć też należy, że to w trakcie walk o granice już po 1918 roku rozpowszechniło się wiele utworów z tak zwanego repertuaru legionowego.
Pieśni religijne
To one były zazwyczaj wprowadzeniem w świat muzyki. To je pamiętano jeszcze z dzieciństwa, a ponieważ były śpiewane przez matki lub piastunki, przywodziły pamięć o rodzinnym domu jeszcze bardziej niż o kamiennej miejskiej świątyni lub o drewnianym wiejskim kościółku wśród przyjaznych drzew. Na pierwszym miejscu wyliczyć trzeba dziesiątki polskich kolęd z hymniczną i patriotyczną Bóg się rodzi! z 1792 roku autorstwa Franciszka Karpińskiego na czele, ale także Wśród nocnej ciszy ze zbioru ks. Mioduszewskiego, śpiewaną od początku XIX wieku, szesnastowieczną Anioł pasterzom mówił, A wczora z wieczora sprzed 1630 roku, Ach, ubogi żłobie z połowy XVII wieku, Bracia patrzcie jeno – także Franciszka Karpińskiego, Dzisiaj w Betlejem sprzed 1878 roku, Gdy się Chrystus rodzi o starofrancuskim rodowodzie, śpiewaną po polsku od początku XIX wieku, Gdy śliczna panna oraz Jezus malusieńki, znanymi w klasztorach żeńskich od XVIII wieku, dostojną Mędrcy świata, monarchowie z XVIII wieku, Pójdźmy wszyscy do stajenki, której początki datuje się na XVII wiek, niezmiennie popularną od początku XIX wieku Wśród nocnej ciszy i wiele, wiele innych…
Do najlepiej pamiętanych pieśni, które śpiewano wówczas wspólnie i podśpiewywano sobie pod nosem, należały oczywiście Godzinki ku czci Najświętszej Maryi Panny, przekręcane niejednokrotnie przeraźliwie i aż do śmieszności, jak na przykład „Jak była na początku i zawsze i minie” lub „(…) i równemuż w ubóstwie Duchowi Świętemu”. Bardzo znane były pieśni autorstwa Karola Antoniewicza, a wśród nich Chwalcie łąki umajone, W krzyżu cierpienie, Nie opuszczaj nas, O Maryjo, przyjm w ofierze czy też Panie, w ofierze Tobie dzisiaj składam. Dużą popularnością cieszyły się pieśni Franciszka Karpińskiego opublikowane w 1792 roku, a wśród nich Wszystkie nasze dzienne sprawy, Kiedy ranne wstają zorze, Bądź mi miłościw, Grzechem Adama ludzie uwikłani, Kto się w opiekę odda Panu swemu, procesyjna Zróbcie mu miejsce, Pan idzie z nieba czy też wielkanocna Nie zna śmierci Pan żywota. Śpiewano chętnie pieśni jeszcze z XVI wieku, autorstwa Jana Kochanowskiego, a wśród nich na przykład Czego chcesz od nas, Panie. W czasach wojennych bardzo często intonowano Trisagion – Święty Boże, gdyż występuje w nim adekwatne do takich czasów jak wojna błaganie „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie”.
Hymny narodowe
Za najstarszy polski hymn uznaje się pieśń poświęconą Matce Bożej Bogurodzica i z całą pewnością pozostawała ona jednym z najważniejszych utworów patetycznych, wykonywanych z szacunkiem, ale tylko przy szczególnych i bardzo oficjalnych okazjach. Podobną funkcję pełniła pieśń Wincentego z Kielc o św. Stanisławie biskupie i męczenniku Gaude Mater Polonia. W środowiskach arystokratycznych cieszył się dużym uznaniem hymn Szkoły Rycerskiej z 1765 roku autorstwa Ignacego Krasickiego Święta miłości kochanej ojczyzny.
Najbardziej podniosłą pieśnią, wykonywaną od blisko stu lat na uroczystościach zarówno państwowych, jak i religijnych, był hymn Boże, coś Polskę… autorstwa Alojzego Felińskiego (słowa) i Jana Nepomucena Kaszewskiego (melodia), a napisany w 1816 roku z okazji pierwszej rocznicy utworzenia Królestwa Polskiego (prawykonanie 3 sierpnia 1816 r.). W pierwotnym zamyśle miał to być hymn armii Królestwa Kongresowego i nie szczędzono w nim pochwał carowi Aleksandrowi, który złączył pod swoim panowaniem „dwa braterskie ludy pod jednym berłem Anioła Pokoju”. Refren kończył się słowami: „Naszego Króla zachowaj nam, Panie!”. W dobie I wojny światowej niektórzy jeszcze pamiętali, że w 1861 roku Karol Nowakowski czystym a tubalnym głosem zaintonował ten hymn podczas antycarskiej manifestacji w Warszawie, a refren zamienił na „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”. Manifestacja została rozpędzona, padli zabici, a pieśń od tej pory stała się swoistym probierzem, papierkiem lakmusowym nastrojów warszawskiej ulicy. Prośba, aby Bóg dopomógł w przywróceniu wolności, określała definitywnie, że jesteśmy w niewoli. Wkrótce władze carskie zakazały jej wykonywania, ale zdobyła ona taką popularność, że wykonywano ją – mimo zakazu – przy różnych okazjach. Pieśń stała się tak ważna dla Polaków, że od 1918 roku przez blisko dziesięć lat konkurowała z Mazurkiem Dąbrowskiego o miano hymnu państwowego. Ksiądz Walerjan Adamski w swoim Polskim śpiewniku narodowym, wydanym w Poznaniu w 1919 roku, nazywa Boże, coś Polskę hymnem narodowym i umieszcza tę pieśń na pierwszym miejscu, zaś Pieśń legionów polskich, czyli Mazurka Dąbrowskiego, na miejscu trzecim, nawet po Chorale Kornela Ujejskiego. Dopiero 15 września 1926 roku obóz sanacji podjął naówczas kontrowersyjną, ale – jak czas pokazał – wiążącą decyzję w tej sprawie. Widać wyraźnie, że rozstrzygnięcie, co ma być hymnem, nastąpiło z najwyższą delikatnością, gdyż zaczęto od tego, że Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego nakazało wykonywanie jej w szkołach. W konsekwencji 26 lutego 1927 roku minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj-Składkowski Okólnikiem Nr 49. OL. 9722 poinformował wojewodów, że specjalna Komisja Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego uzgodniła tekst hymnu na podstawie Pieśni Legionów (zwanej powszechnie Mazurkiem Dąbrowskiego), której autorem w 1797 roku był Józef Wybicki. Nie ujęto jednak tej decyzji w konstytucji kwietniowej w 1935 roku, a znalazła się dopiero w konstytucji z 1952 roku.
Hymnem najczęściej wykonywanym przez Polaków na początku XX wieku była Rota (to znaczy przysięga) autorstwa Marii Konopnickiej z muzyką Feliksa Nowowiejskiego. Pomysł jej napisania narodził się w 1901 roku na wieść o wypadkach w wielkopolskiej Wrześni, gdzie polskie dzieci nie chciały recytować w szkole pacierza po niemiecku, a jedynie po polsku. Zostały ukarane chłostą, a polscy działacze z Henrykiem Sienkiewiczem na czele zaalarmowali opinię publiczną całego świata, jak łamie się prawa człowieka pod pruskim zaborem. Maria Konopnicka ujęła to w wierszu słowami: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił…”. Odniosła się też do realizowanego z premedytacją berlińskiego projektu osadnictwa niemieckiego na dawnych ziemiach polskich, polegającego na wykupywaniu gruntów od Polaków i osadzaniu tam chłopów przybywających z głębi Cesarstwa Niemieckiego. Rota zaczyna się więc od słów: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”, a zaraz potem pojawiało się sformułowanie: „nie damy pogrześć mowy”, co odnosiło się do akcji germanizacyjnej, zakrojonej na szeroką skalę, a uderzającej przede wszystkim w język polski rugowany ze sfery publicznej. Konopnicka ukończyła pisanie wiersza w 1908 roku, a jako pieśń Rota została wykonana publicznie po raz pierwszy uroczyście 15 lipca 1910 roku podczas krakowskich obchodów rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem. Od razu przyjęto ją z entuzjazmem, a wkrótce znana była Polakom we wszystkich zakątkach przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, choć ewidentnie wymierzona była przeciw Niemcom.
Po I wojnie światowej poważną kandydatką do miana hymnu państwowego była pieśń z powstania listopadowego, tak zwana Warszawianka z lutego 1831 roku. Autorem wiersza La Varsovienne był znany naówczas we Francji Casimir Delavigne, poeta i dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej. Tekst został natychmiast przetłumaczony przez Karola Sienkiewicza (sekretarza księcia Adama Jerzego Czartoryskiego), a muzykę ułożył błyskawicznie sam Karol Kurpiński – kapelmistrz orkiestry Teatru Narodowego w Warszawie i dyrektor opery warszawskiej w latach 1824–1840. Już 5 kwietnia 1831 roku w Teatrze Narodowym pieśń została wykonana i stała się wielkim przebojem wojska i wszystkich patriotycznych środowisk polskich. Dodatkowo została rozsławiona przez Stanisława Wyspiańskiego, który w 1898 roku umieścił ją w dramacie o tym samym tytule. Poza tymi pieśniami możemy znaleźć jeszcze wiele tytułów opatrzonych mianem hymnu (np. Marsz Polonia). Cóż, jako Polacy mamy takie tendencje…
Różne piosnki powszechnie znane
Czasem nie wiadomo, kto jest ich autorem, łatwiej niekiedy ustalić, z czego są przerobione, ale choć ich drogi rozwoju nikt nie prześledził dokładnie, to przecież wiadomo, że w owym czasie były najbardziej lubiane. Ich zapisy zawdzięczamy Oskarowi Kolbergowi, Zygmuntowi Glogerowi, Józefowi Konopce i innym badaczom penetrującym muzycznie wsie i przysiółki polskie. Czasem nawet chętniej je podśpiewywano niż lepiej zrymowane, dopracowane i w śpiewnikach zadawane, a nazbyt patetyczne utwory. Do takich bezimiennych należy z pewnością szlachecka pieśń:
Hej, tam na górze stoją rycerze
Stuk, puk w okieneczko
Otwórz, otwórz, panieneczko
Koniom wody daj.
Jej wersja ludowa zaczyna się od słów „Hej, z góry, z góry jadą Mazury…”. Trudno stwierdzić z całą pewnością, która jest starsza, ale obie sięgają XVIII wieku. Podobnie dwie wersje, ludową i szlachecką, ma pieśń Ty pójdziesz górą (bis), a ja doliną… oraz Wezmę ja kontusz, wezmę ja żupan, szablę przypaszę… Notabene, to właśnie ta ostatnia rozpoczyna wiekopomne i wielotomowe dzieło Oskara Kolberga z 1857 roku.
Tenże Kolberg o następnej piosence wypowiada się, że pochodzi z krakowskiego i tylko tyle wiadomo o jej autorstwie. Julian Tuwim podaje jako swoisty rodowód biesiadny tej pieśni i taką strofę:
Pili nasi pradziadowie, nie byli pijacy.
Żyli mężnie, pracowicie. Bądźmyż i my tacy!
Sławna piosenka Pije Kuba do Jakuba w czasach Kolberga znana była już szeroko wśród ludności polskojęzycznej we wszystkich zaborach, a jej treść przekazywana była do XX wieku jakby „naturalnie” następnym pokoleniom.
Pozornie lekka piosenka Na Wawel, na Wawel… odgrywała bardzo ważną rolę, integrując Polaków z różnych zaborów, o czym świadczy wydanie jej – po raz kolejny – także w Warszawie i to dokładnie w sierpniu 1918 roku przez Kaspra Wojnara w zbiorze 75 pieśni, które określił jako „narodowe”. Autorem Na Wawel, na Wawel jest Edmund Wasilewski, żyjący w pierwszej połowie XIX wieku. Tego samego autora jest równie znana piosenka Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie, a w jej przypadku znany jest nawet autor muzyki – Kazimierz Hofman.
Warto zwrócić uwagę wśród tych piosenek patriotycznych o Krakowie na Przysięgę Marii Konopnickiej, która opowiada o wydarzeniach 1794 roku na melodię krakowiaka. O znaczeniu tej piosenki dla Polaków miałem okazję przekonać się osobiście, gdy spotkałem na Białorusi Polkę, która po II wojnie światowej już nigdy nie była w Polsce, a ostatni raz odwiedziła Kraków w 1925 roku. Aby okazać swoją łączność z Macierzą, zaśpiewała mi drżącym głosem:
Hej, na krakowskim Rynku tam ludu gromada
Tadeusz Kościuszko dziś przysięgę składa.
Kraków, szczególnie na przełomie XIX i XX wieku, odgrywał ogromną rolę jako symbol polskości. Polityka włodarzy miasta i fundatorów różnych patriotycznych przedsięwzięć przynosiła przed I wojną światową pozytywne skutki, a skojarzenie sprawy narodowej z Krakowem utrwaliło się już na zawsze, jak choćby w znaku Rodła. Z kolei motyw Wisły jako rzeki, która łączy rozdzieloną przez zaborców jedną niegdyś Polskę, występuje także w wielu piosenkach. Jedną z nich jest cytowana przez ks. Waleriana Adamskiego Wisła, która dziś prawie zupełnie (poza kręgami literackimi) zapomniana jako nieaktualna, ponad sto lat temu była śpiewana często. Warto zatem ją zacytować:
Wisło moja, Wisło stara, co tak smutno płyniesz?
Skąd tej wody nazbierałaś? Mów, nim w morzu zginiesz.
Nazbierałam wody sinej na karpackich górach
I na Rusi, na kochanej tam w Krakusa murach.
Krakowianka łzą oblane rzuciła mi wianki,
Potem strumień łez męczeńskich wlały Warszawianki.
I tak płynę dniem i nocą, wkoło mnie tak smutnie:
Dawniej śpiewy brzmiały ciągle, dzisiaj tak okrutnie.
Spojrzeć w oczy zapłakane, na ręku kajdany,
Wszędzie skargi, jęki ciężkie, a na sercu rany.
Możemy sobie wyobrazić, jak na różnych ziemiach wzdłuż biegu Wisły tę samą smętną pieśń śpiewały sobie różne grupy przy pracy. Do tego rodzaju utworów należą tak zwane pieśni kredensowe, śpiewane przez czeladź przy wspólnych pracach dworskich lub przez chłopki przy wieczornych posiadach, takich jak: haftowanie, szycie, skubanie pierza itp. Inną okazją do wspólnych śpiewów, szczególnie rozpowszechnioną w XIX wieku, były tak zwane majówki, czyli eskapady za miasto, na łono natury. Dla mieszkańców Krakowa takim ulubionym miejscem majówkowym było wzgórze Sikornik, gdzie od początku lat dwudziestych XIX wieku stał kopiec Kościuszki, a nieopodal cieszyła oczy niewielka kaplica jednej z patronek Krakowa bł. Bronisławy. W okresie Młodej Polski jeżdżono już we wszystkich kierunkach na świąteczne majówki, a po męczącej podróży w estetycznie zaimprowizowanych warunkach konsumowano różne wiktuały przywiezione zazwyczaj w wiklinowych koszach. Wiele przy tym śpiewano, a zaczynano często od jakże „wstępnej piosenki”, zachęcającej wszystkich do czynnego udziału, zaczynającej się bowiem od słów „Po cóż ciągle w mieście siedzieć, nad książkami głowę biedzić? Zaśpiewajmy, pożegnajmy Jagiellonów Gród!”. W różnych częściach dawnej Rzeczypospolitej w zależności od głównego miasta śpiewano: „ten piastowski gród” lub po prostu „nasz prastary gród”. Gdy już wyśpiewano „Hasło do majówki”, wówczas przychodziła pora – choć nie we wszystkich towarzystwach – na pieśni maryjne (np. wspomnianą wyżej Chwalcie łąki umajone), a przede wszystkim na najbardziej majowy przebój Witaj majowa jutrzenko, który znajdujemy w prawie wszystkich śpiewnikach z tamtych czasów, a który już w pierwszej zwrotce nawiązuje tyleż do historii, co do „imprezowania”:
Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Przy hulance i przy winie.
Zazwyczaj nazywa się ją od pierwszych słów, ale funkcjonuje też pod tytułami: Mazurek 3 maja, Trzeci maj lub Trzeci maj Litwina. Autorem słów był filomata i powstaniec listopadowy Rajnold Suchodolski i zatytułował on swój wiersz właśnie Trzeci maj Litwina. Zafascynowany mazurkiem Richard Wagner użył tego motywu muzycznego do swojego dzieła Polonia.
W bardziej ambitnych śpiewaczo gronach towarzyskich wykonywano popularne naówczas kanony, a wśród nich bodaj największą popularnością cieszył się ten:
O jak miło w wieczór bywa
Kiedy dzwonek do snu wzywa
Bim, bam, bum, bim, bam, bum.
W XIX wieku coraz chętniej sięgano do tematyki ludowej i tu także starano się integrować wątki z różnych zaborów, o czym może świadczyć umieszczenie Pieśni Górala (Czerwony pas…) w śpiewniczku wydanym w 1911 roku w Poznaniu przez Wielkopolanina Kazimierza Szczodrowskiego.
To tylko niektóre, przykładowe piosenki z ogromnego i jakże różnorodnego repertuaru, który ukazuje fundamentalne dzieła badaczy folkloru polskiego i literatury pięknej, a który trudniej sklasyfikować niż piosenki żołnierskie.
Pieśni wojskowe z lamusa
Najstarszą pieśnią (poza opisanymi wyżej hymnami), znaną powszechnie w XX wieku i popularną niezmiennie od XV wieku, gdy powstały pierwsze jej wersje, jest utwór zaczynający się od słów „Idzie żołnierz…”. Najstarsza publikacja tej pieśni pochodzi z 1584 roku, ale niektórzy badacze dopatrują się jej początków jeszcze w czasach bitwy pod Warną (1444 r.). Chronologicznie następną wojskową pieśnią, która była znana podczas I wojny światowej, jest Pieśń konfederatów tyszowieckich z połowy XVII wieku, której początek brzmi: „Boże łaskawy, przyjmij płacz krwawy…”. Z całą jednak pewnością nie znały jej szerokie kręgi, a tylko miłośnicy historii. Śpiewana była zatem raczej w salonach i słuchana ze sceny niż wykonywana w kręgach żołnierskich. Jej duch i melodia w XX wieku nie były już w modzie. Pochodząca również z XVII wieku pieśń rycerska Pojedziemy na łów śpiewana była w podobnie wąskich kręgach, choć wykonywano ją raczej (ze względów merytorycznych) przy arystokratycznych biesiadach, może też przy libacjach braci oficerskiej. Taki sam był los żartobliwej a sprośnej piosenki zaczynającej się od słów „Za górami, za lasami, tańcowała Małgorzatka z husarzami…”. Inaczej ma się sprawa z siedemnastowieczną rycerską pieśnią, zaczynającą się od słów:
Hej tam na górze stoją rycerze,
Stuk, puk w okieneczko:
Otwórz, otwórz panieneczko!
Koniom wody daj!
Zeszła ona w lud i śpiewana była po wsiach z ochotą w XIX i XX wieku, a zmobilizowani na wojnę żołnierze śpiewali ją wspólnie w jednostkach.
Z czasów konfederacji barskiej, która obfitowała w literaturę patriotyczną, znaną jeszcze do połowy XIX wieku, z początkiem XX wieku niewiele pieśni było w użyciu. Z pewnością przetrwały Stawam na placu z Boga ordynansu, Marsz, marsz me serce, pobudkę biją i Pieśń o Drewiczu, ale nie pasowały one już do nowych czasów, więc wykonywano je sporadycznie, a wówczas – dla uzgodnienia właściwej wersji – najchętniej sięgano do bardzo wartościowego śpiewnika Karola Sienkiewicza, który ustalił pewien kanon pieśni patriotycznych.
Z czasów insurekcji kościuszkowskiej, czyli z 1794 roku, przetrwał zarówno w formie tekstowej, śpiewanej chętnie przez żołnierzy podczas I wojny światowej, jak i wykonywany przez orkiestry Śpiew włościan krakowiaków, zaczynający się od słów:
Dalej chłopcy, dalej żywo.
Otwiera się dla nas żniwo.
Rzućwa pługi, rzućwa radło.
Trza wojować, kiej tak padło.
Jedną z bardziej popularnych melodii, granych przez orkiestry wojskowe w Galicji w czasach I wojny światowej, był Krakowiak Kościuszki Marcelego Skałkowskiego lub Władysława Anczyca, powstały podczas powstania listopadowego lub w kilka lat później, a zaczynający się od słów: „Bartoszu, Bartoszu, oj nie traćwa nadziei…”. Dowiadujemy się o tym „rykoszetem” z piosenki W dzień deszczowy i ponury, której jedna z wersji mówi, że podczas wymarszu lwowiaków na front „muzyka gra «Bartoszu»”
Z publikacji wydanej w 1833 roku pochodzi Pieśń ułanów zanotowana przez Wincentego Pola podczas powstania listopadowego, a zaczynająca się od słów:
Nie masz pana nad ułana, a nad
lancę nie masz broni!
Gdzie uderzy – Moskal leży
albo wilkiem w stepy goni.
Do wszystkich walk przeciw Moskalom pasowała jak ulał, a więc śpiewali ją chętnie zarówno ułani, piechota w okopach, która wypatrywała, czy kawalerii uda się przebić przez front, jak i oczekujący na wieści z frontu w domach cywile. Niezmiennie przez cały XIX i XX wiek lubiano Tam na błoniu błyszczy kwiecie Franciszka Kowalskiego z powstania listopadowego.
Do powstania listopadowego odnosił się, a powstał już w późniejszym czasie wiersz Gustawa Ehrenberga Szlachta w roku 1831 (Gdy naród do boju…). W czasach napięć rewolucyjnych XX wieku często wykorzystywano tę pieśnią hymniczną do krytyki polskiej arystokracji. We dworkach i miejskich salonach śpiewano chętnie Maurycego Gosławskiego Śpiew z mogiły i Czarną sukienkę.
Utwory od powstania styczniowego
Chociaż z upadkiem powstania styczniowego odłożono walkę zbrojną jako nieskuteczną, a przez wielu uznawaną nawet za szkodliwą przez okupienie jej dużymi stratami ludzkimi i zniszczeniami kraju, to jednak szacunek dla powstańców, graniczący w pewnych kręgach z uwielbieniem, istniał nieprzerwanie i znalazł nawet formy prawne w dwudziestoleciu międzywojennym. Wszyscy wojskowi mieli na przykład obowiązek salutować kombatantom z lat 1863–1864, wszystkich awansowano symbolicznie do stopni oficerskich, powstańcy mieli swoje domy spokojnej starości finansowane przez państwo i sprezentowano im specjalne uniformy z czapkami, aby wyróżniali się na ulicach i podczas uroczystości. Niezmiennie znane były niektóre pieśni z powstania styczniowego, choć nie wszystkie śpiewano, bo nie nadawały się na każdą okazję. Przykładem takiej może być Marsz Żuawów, który był pamiętany, ale jako bardzo patetyczny nadawał się tylko na podniosłe uroczystości.
Pieśń Hej, strzelcy wraz nad nami orzeł biały, w całości (słowa i muzyka) autorstwa Władysława Ludwika Anczyca powstała na samym początku powstania styczniowego (1863 r.) i stała się z czasem ulubionym przebojem drużyn strzeleckich, członków „Sokoła” oraz Legionów Piłsudskiego od samych początków formowania Pierwszej Kadrowej na Oleandrach aż poza czas działań wojennych. Krzysztof Masłoń utrzymuje, że śpiewano wówczas Hej bracia wraz…, co potwierdzałoby braterskie więzi w szeregach Kadrówki. Powołując się na źródła, stwierdza też, że właśnie ta piosenka w pierwszych tygodniach wojny była najbardziej popularna w tych kręgach. Z czasem doczekała się różnych przeróbek. Na jej bazie powstał też Hymn kurkowych bractw strzeleckich.
Kawaleria piłsudczykowska wiele piosenek ułańskich z XIX wieku przyjęła tak dalece za swoje, że funkcjonują w śpiewnikach legionowych, choć od I wojny światowej dzieli je pół wieku. Sztandarowymi przykładami z tej grupy mogą być piosenki Władysława hr. Tarnowskiego, piszącego pod pseudonimem Ernesta Buławy: Jak to na wojence ładnie… oraz Jak wspaniała nasza postać….
„Najnowsze” przeboje z początku XX wieku
Te właśnie są zapewne kojarzone w pierwszym rzędzie z tytułem artykułu. One stanowią główny przedmiot zainteresowania miłośników pieśni patriotycznych. Im trzeba poświęcić najwięcej miejsca. Sam „Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 25 grudnia 1915 roku pisał: „Najwięcej słyszy się popularną pieśń legionistów, zaczynającą się od słów: «W dzień deszczowy, w dzień ponury»”. Rzeczywiście, była ona lwowskim przebojem z początku XX wieku, a powstała w 1908 roku, podczas kryzysu bałkańskiego po anektowaniu Bośni i Hercegowiny przez Austrię, gdy zmobilizowani lwowiacy z 30. Pułku Piechoty Austriackiej mieli walczyć przeciwko Serbom. Wobec błyskawicznie zmieniającej się w następnych latach sytuacji politycznej piosenka doczekała się wielu nowych wersji, uwzględniających na przykład w 1914 roku wkroczenie do dawnego Królestwa Kongresowego, czyli zaboru rosyjskiego. Jej popularność inspirowała do układania dalszych zwrotek, a łatwo wpadająca w ucho melodia dawała od razu możliwość podchwytywania przez różne kręgi wykonawców. Jesienią 1918 roku, podczas walk z Ukraińcami o Lwów, powstała wówczas znana, a dziś zapomniana wersja:
Pośród wichrów i zamieci
Idą, idą Lwowskie Dzieci…
Drugą z tej swoistej listy przebojów z grudnia 1915 roku była piosenka zaczyna jąca się od słów „W Częstochowie martwa cisza – płynie w niebo dym …”, którą – niestety – trudno znaleźć w śpiewnikach. Cytowany wyżej bożonarodzeniowy „IKC” z 1915 roku podaje dalej: „Prócz nich do wielkiej popularności doszły rytmiczne piękne piosenki Krumłowskiego, zwłaszcza Huzar i młynarka (z refrenem: „Że żołnierz biedny, to nie wstyd”), oraz Drogą od miasteczka, gdy ułani szli”. Rzeczywiście, ów Konstanty Krumłowski najbardziej jest znany jako autor Królowej przedmieścia, który to wodewil miał premierę w Krakowie 22 lipca 1898 roku i od pierwszego spektaklu Kraków dla niego oszalał. Dość powiedzieć, że na ulicach przerzucano się cytatami z dialogów i kupletów z wodewilu, a w ciągu kilkudziesięciu lat był najczęściej wystawianym spektaklem na deskach polskich teatrów. Inne sztuki Krumłowskiego też cieszyły się wielkim wzięciem, a zatem tak cywile, jak i wojskowi znali wiele tekstów na pamięć. Bywało, że żołnierze w niewoli potrafili odtwarzać całe jego sztuki i bawić się przy tym, osładzając swój los.
Co ciekawe, „IKC” wspomina też, że często śpiewane były „pieśni, pochodzące z warszawskiej rewolucyi 1915 [powinno być 1905 – P.B.] roku”. Do takich w pierwszym rzędzie zaliczyć należy utwór funkcjonujący dziś pod tytułem Warszawianka 1905 roku, a jak twierdzi Felicja Kalicka, napisany w roku 1883 przez Wacława Święcickiego.
Bardzo bogata twórczość poetycka związana jest z patriotyczno-sportową organizacją „Sokoła” założonego we Lwowie w 1867 roku. Jego hymn, autorstwa Jana Lama (słowa) i Wilhelma Czerwińskiego, zaczynają słowa: „Ospały i gnuśny zgrzybiały ten świat…”.
Początek XX wieku to także rozwój nowych organizacji, takich jak Akcja Katolicka z młodzieżowymi przybudówkami oraz skauting. Wszystkie one miały wiele własnych pieśni, a najbardziej znaną stała się Wszystko, co nasze, Polsce oddamy z 1911 roku ze słowami Ignacego Kozielewskiego i melodią Olgi Drahonowskiej-Małkowskiej.
Z czasów I wojny światowej
Mieszkańcy Galicji byli z poboru żołnierzami Franciszka Józefa I, a od 1916 roku Karola i jako tacy walczyli przeciw Serbom, Włochom, a najchętniej przeciw Rosjanom. Na każdym froncie tworzyli inne piosenki i choć te legionowe są najbardziej znane, to warto wspomnieć piosenkę bardzo sprośną, ale jakże oddającą nastroje wśród rekrutów, zaczynającą się od słów „W Ołomuńcu na fiszplacu…”. Pamiętam, że mój dziadek Franciszek lubił ją sobie podśpiewywać, a robił to nawet pół wieku po powrocie z frontu. Do dziś pozostała przebojem, choć przy dzieciach się jej nie śpiewa…. W cieniu Legionów Piłsudskiego pozostają tak zwani puławiacy, walczący po stronie rosyjskiej, ale i z tych kręgów zachowały się ciekawe utwory, jak Hej na konie. Z kręgów gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego pochodzi Pieśń Pierwszego Korpusu.
Z legionowego kręgu
Wśród pieśni żołnierskich wyróżnić należy jako osobną grupę te powstałe w szeregach legionowych. Co prawda, należy się zgodzić z Krzysztofem Masłoniem, który podkreśla, że najbardziej znane pieśni, tak zwane legionowe, powstały jeszcze w czasach, gdy nie było nawet Pierwszej Kompanii Kadrowej, ale na użytek niniejszego artykułu przyjmujemy roboczo za pieśni legionowe te, które w szeregach legionistów powstały.
Zanim jeszcze sformowano na krakowskich Oleandrach I Kompanię Kadrową, działały tak zwane drużyny strzeleckie i stąd zuchwały, a jakże ujmujący w obyciu doktor medycyny Bolesław Ignacy Florian Długoszowski, znany bardziej jako Wieniawa, zatytułował swoją piosenkę z sierpnia 1914 roku Wstąp, bracie, między strzelce. Może właśnie swój wątek biograficzny wplótł proroczo w drugą zwrotkę:
Dandysem był w Krakowie.
Podbijał serca w mig.
Poleżał w mokrym rowie i cały
szyk gdzieś znikł.
Wieniawa stał się w dwudziestoleciu międzywojennym symbolem hulaszczego życia, ale mało kto wie, że po błyskotliwej karierze ułana i wcieleniu do armii austriackiej w wyniku kryzysu przysięgowego jako delegat tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej udał się do Rosji i tam o mało nie przypłacił życiem swojej działalności werbunkowej. Wpadł bowiem w ręce bolszewików i – na szczęście – udało mu się zbiec z więzienia na Tagance. Zdążył wrócić do Polski w listopadzie 1918 roku i wkrótce został adiutantem Marszałka Piłsudskiego. Najcięższe doświadczenia miały na niego jednak spaść dopiero w 1939 roku, ale to już inna historia…
Pierwszeństwo legionowe oddajmy jednak wesołej piosence, zwanej Marszem Pierwszej Kompanii Kadrowej, a zaczynającej się od słów „Raduje się serce, raduje się dusza”, której autorem jest Tadeusz Oster-Ostrowski. Piosenka powstała w pierwszej połowie sierpnia 1914 roku, podczas marszu z krakowskich Oleandrów do Kielc, do słów piosenki ludowej Siwa gąska, siwa, po Dunaju (Wisełce) pływa. Po latach gen. Marian Kukiel twierdził, że autorstwo Marsza należy raczej rozkładać na szersze grono, a zasługą Oster-Ostrowskiego była koordynacja różnych pomysłów tekstowych. W tym miejscu należy podkreślić, że tego typu spory o autorstwo dotyczą bodaj większości pieśni, które powstawały w jednostkach wojskowych.
Tak właśnie było przede wszystkim z najsławniejszą pieśnią legionową, której refren zaczyna się od słów „My, Pierwsza Brygada”. Była to bez wątpienia ulubiona pieśń Józefa Piłsudskiego, który często ją sobie podśpiewywał, a na Zjeździe Legionistów w Lublinie w 1924 roku powiedział, nie pozostawiając cienia wątpliwości: „Dziękuję panom za najdumniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła”. O jej autorstwo spierali się Tadeusz Biernacki z jednej i Andrzej Tadeusz Hałaciński z drugiej strony. Biernacki twierdził, że napisał ją w nocy z 16 na 17 lipca 1917 roku, gdy wraz z innymi internowanymi przez Niemców kolegami przewożony był do Szczypiorna. Hałaciński w „Kurierze Wileńskim” podawał, że napisał ją w tym samym czasie w Tyrolu. Sprawa stała się głośna i nawet kompromitująca dla środowiska legionowego, więc w 1925 roku Piłsudski zlecił płk. Kazimierzowi Świtalskiemu powołanie specjalnej komisji celem rozstrzygnięcia sporu. Biernacki jednak nie dostarczył świadków, a na drugie posiedzenie komisji w ogóle się nie stawił. Po kilku latach w specjalnej broszurze uzasadniał jednak przekonująco swoje autorstwo. O wiele jaśniej przedstawia się kwestia melodii tego pięknego hymnu. Gdy I Kompania Kadrowa wkroczyła do Kielc, wówczas – mimo chłodnego przyjęcia przez biskupa i większość mieszkańców – zgłosił się do wojska Piłsudskiego ówczesny (od 1905 r.) kapelmistrz orkiestry Kieleckiej Straży Ogniowej Andrzej Brzuchal-Sikorski, który potem stworzył orkiestrę I Brygady Legionów i dosłużył się stopnia kapitana. To on opracował tak zwany Marsz nr 10 – prawdopodobnie na podstawie rosyjskiego marsza Pułku Syberyjskiego, stacjonującego w Kielcach przed I wojną światową. Z całą pewnością piłsudczycy już w rytm tego marsza wkraczali do Nowego Sącza 14 grudnia 1914 roku. Pieśń była poważnie brana pod uwagę przy decyzji o wyborze hymnu narodowego w latach dwudziestych.
Z kolei Wacław Kostek-Biernacki był autorem największego muzycznego panegiryku, jakim uczczono Marszałka. Chodzi oczywiście o Pieśń o Wodzu Miłym, zaczynającą się od słów „Jedzie, jedzie na kasztance…”. Napisał ją w marcu 1915 roku, gdy jego kompania przebywała nad Nidą. Zainspirowała go naówczas popularna stara piosenka ludowa Z tamtej strony jezioreczka. Wtórowali mu w uwielbieniu dla Marszałka między innymi Józef Relidzyński Rotą Brygadierowi Piłsudskiemu oraz Alfons Dzięciołowski Pieśnią o Józefie Piłsudskim z ostatnią strofą:
Sztandar z Orłem powiewa na wale.
Któż się zdobył na czyn tak nieludzki?
Sztandar Polski wzniósł w niebo zuchwale
Wartujący brygadier Piłsudski!
Wśród ułanów, tak zwanych beliniaków, szerzył się z kolei kult ich dowódcy, legendarnego Beliny-Prażmowskiego. Wielkim ich przebojem był śpiew O Belinie (Hej tam od Krakowa) Pawła Wójcikowskiego, ale przeszła też do historii piosenka Ułani Bolesława Lubicz-Zahorskiego.
Rajmund Scholz na melodię ludową z okolic Jasła napisał piosenkę Po Kętach, znaną bardziej od pierwszych słów „Warczą karabiny i dzwonią pałasze…”. Podporucznik Stefan Felsztyński w maju 1915 roku, gdy ułani Beliny-Prażmowskiego stacjonowali nad Nidą w miejscowości Zagaj, napisał żartobliwą piosenkę Siedzimy tu w Zagaju. Nawiązując do wizyty, jaką tam złożył komendant Piłsudski dwa miesiące wcześniej, Felsztyński napisał sześć aluzyjnych zwrotek na melodię przeboju z Zielonego Balonika zatytułowanego Danse du ventre (taniec brzucha), który powstał w kabarecie w 1904 roku i stał się jego hymnem.
Prawdziwym – używając współczesnej terminologii muzyki popularnej – przebojem legionowym, nieschodzącym z czołówki listy przebojów do dziś, jest oczywiście piosenka Feliksa Gwiżdża Przybyli ułani pod okienko. Ma nieskończoną liczbę zwrotek, wciąż dopisywanych przez dobrze dobrane kompanie śpiewacze, ale trzon piosenki należy do Gwiżdża, co ustalił Karol Poraj-Koźmiński, a jej początek napisał już w 1914 roku
Do owej czołówki przebojów należy także Wojenka będąca prawdopodobnie przeróbką słowackiej piosenki ludowej:
Wojenka, wojenka to se piekna
pani,
Bo se na wojenkę chłopcy
wybierani.
Jej pierwszy zapis zawdzięczamy Bogusławowi Szulowi, który zamieścił ją w zbiorku Piosenki leguna tułacza; wspomniał w nim też o pierwszym z nią spotkaniu: „W sierpniu 1917 na ćwiczeniach zasłyszałem nową melodię nieznaną mi w swojej kompanii [3. Pułku Piechoty – PB]. (…) W trzy tygodnie potem już znały tę piosenkę całe legiony. Dziś to jedna z najwięcej śpiewanych i najpiękniejszych, a bezimiennych piosenek”. Z roku 1917 pochodzi piosenka Ułani, ułani, malowane dzieci. Niestety, jej autorstwa nie udało się jak dotąd ustalić.
Odpowiedzią piechurów na wiele piosenek sławiących ułanów była jedna, ale za to jaka: Piechota („Nie noszą lampasów…”) – po prostu hymn piechoty wszechczasów.
I wreszcie jedna z najbardziej znanych i jakże piękna pieśń Rozkwitały pąki białych róż. Jej początki sięgają listopada 1914 roku, gdy Jan Emil Lankau, stacjonując ze 148. Pułkiem Artylerii Polowej w Makowie Podhalańskim, napisał wiersz, który po dwóch latach przerobił Kazimierz Wroczyński. Melodię do wiersza Wroczyńskiego skomponował Mieczysław Kozar-Słobódzki. Spopularyzowana została dopiero w dobie wojny z bolszewikami przez kabaret Czarny Kot prowadzony przez Wroczyńskiego w Warszawie i poprzez żołnierzy wracających na front z przepustek rozeszła się po wszystkich oddziałach i pozostała w sercach i na ustach wszystkich Polaków do dziś.
Do najbardziej znanych poetów legionowych, których wiersze były szybko śpiewane, należeli według Andrzeja Romanowskiego między innymi: Józef Mączka (np. Wstań Polsko moja, Wacław Denhoff-Czarnocki, Bolesław Lubicz-Zahorski, Józef Relidzyński, Józef Andrzej Teslar, a poza Legionami Edward Słoński. Na uwagę zasługuje też dorobek Adama Kowalskiego (Leguny w niebie, sierpień 1920, Rapsod o płk. Lisie-Kuli, Cztery córy miał tata i inne). Kornel Makuszyński, znany dziś lepiej jako autor książek dla dzieci, napisał piosenkę Maki, której pierwsze słowa brzmią „Hej, dziewczyno, hej, niebogo…” prawdopodobnie jeszcze pod koniec I wojny światowej, a wkrótce muzykę do jego wiersza skomponował Stanisław Niewiadomski. Była wielkim przebojem w latach wojny z bolszewikami 1919–1920. Doczekała się też wkrótce przeróbki, w której polskiego ułana „zastępował” bezduszny bolszewik.
Piosenki powstałe w latach 1918–1921
Podczas dwuipółletnich zmagań o granice śpiewano przeróżne pieśni w zależności od frontu. Większość z nich pochodziła z czasów dawniejszych. Na froncie wschodnim, interesującym nas szczególnie, bo tam zazwyczaj trafiali Małopolanie, było podobnie, ale zdarzyły się szczególne „perełki poetyckie” jak Orlątko Artura Oppmana. Piosenka powstała jeszcze w grudniu 1918 roku na wieść o obronie Lwowa przez dzieci i szybko „pojechała” na wschód, by wzruszać i wychwalać bohaterstwo naszych Orląt. W 1919 roku zginął w wojnie z bolszewikami młodziutki dowódca Leopold Lis-Kula, którego opisał wierszem Adam Kowalski. Poza tym śpiewano prawie wszystko, co w latach I wojny światowej, choć – jak W dzień deszczowy i ponury – z aktualizacjami.
Czego nie śpiewano?
Mimo że przed I wojną światową ukazały się liczne zbiory piosenek lub wierszy, których autorzy zapewne czekali na spopularyzowanie (czego pierwszym warunkiem było podłożenie jakiejś melodii lub skomponowanie nowej przez któregoś z ówczesnych muzyków), to z tej obfitości nie mogły się przebić wszystkie. Przykładem takiej publikacji może być tomik utworów Mieczysława Smolarskiego o jakże zachęcającym tytule Pieśni i śpiewy rycerskie wydany w 1910 roku w Krakowie nakładem księgarni Friedleina, a w Warszawie przez E. Wendego i Spółkę. Ewidentnie nie przyjął się utwór Władysława Bełzy Hymn Polski, aspirujący do miana hymnu państwowego. Jak widać, Bełzie dane było przejść do historii „tylko” i aż jako autorowi Katechizmu dziecka polskiego. Nie śpiewano również niektórych z tych pieśni, które dziś znajdują się w bodaj wszystkich śpiewnikach, na przykład Nigdy z królami nie będziem w aliansach, a to choćby dlatego, że melodię do tekstu Juliusza Słowackiego ułożył Andrzej Kurylewicz dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku. Istnieje dziś tendencja, aby do śpiewników legionowych dodawać piosenki, które powstały nawet w latach trzydziestych XX wieku. Tu aż cisną się słowa Marszałka, wygłoszone do tłumów dwadzieścia lat po wymarszu z Olenadrów: „Gdym ja miał wtedy tak wielu…”.